Nr 3/2002

 HISTORIA, TRADYCJA, KULTURA   

 

Maciej Ambrosiewicz 

JAK TO

Z DZIEGCIEM BYŁO

 

Pozostałości smolarni w Studzianym Lesie
(fot. M.Kamiński).

  

Zawarty w tytule czas przeszły, odnoszący się do dziegciu, jest jak najbardziej wskazany. Obecnie, słowo "dziegieć" lub "dziegć" utrwaliło się w porzekadle mówiącym o tym, że "łyżka dziegciu zepsuje smak beczki miodu". Musiała to być substancja paskudna, a przez to, jak się teraz może wydawać, niepotrzebna. A jednak naszym pradziadkom bez dziegciu trudno byłoby sobie wyobrazić codzienne życie. W "Małej encyklopedii leśnej" (wydanej w roku 1980) pod interesującym nas hasłem czytamy: "Dziegieć, dawna nazwa smoły, produktu destylacji roz- kładowej drewna, ciecz ciemnobrunatna, miesza- nina związków fenolowych, węglowodanów i terpenów, stosowana dawniej jako środek lecz- niczy na schorzenia skóry". Jest to bardzo skromna informacja, która nie odzwierciedla tego, jak ważna dla naszych przodków, i to przez kilka tysiącleci, była ta substancja.

  

Zastosowanie dziegciu było bardzo szerokie. W medycynie ludowej używany był jako środek na przeróżne choroby skóry, działał anty- bakteryjnie i dezynfekująco. Nasycano nim odzież lnianą i wełnianą w obronie przed robac- twem, u zwierząt domowych leczono nim dolegliwości racic, kopyt i kości. W postaci gęstszej używany był w połączeniu ze smołą do uszczelniania beczek i innych drewnianych pojemników. Stosowano go jako smar do piast kół, środek impregnujący liny i skóry, klej do mocowania grotów strzał, maź, do której w pastkach (pułapkach) przyklejały się ptaki, a także po prostu jako uniwersalny klej i uszczel- niacz. Jako mazidło do smarowania osi kół w wozach dziegieć był niezastąpiony do chwili upowszechnienia się smarów pochodzących z ropy naftowej. Z dziegciem jako smarem wiąże się inne, bardziej uniwersalne, powiedzonko: "kto smaruje, ten jedzie"; początkowo miało ono odniesienie jedynie komunikacyjne, zupełnie już przecież zapomniane.

  

Smolarnia

  

Dziegieć w języku wielu narodów sło- wiańskich używany jest na oznaczenie produktu suchej destylacji kory brzozowej. Już tysiąc lat temu otrzymywano go w prosty sposób. Tak się przynajmniej wydaje archeologom, którzy za pomocą eksperymentów próbowali odkryć, jak wyglądał proces pozyskiwania tej substancji. Ustalono, że najprawdopodobniej w zagłębieniu umieszczano gliniane naczynie, na które sta- wiano garnek z kilkoma otworami w dnie. Garnek wypełniany był paskami kory brzozowej i zamykany pokrywką. Całość starannie oblepiano gliną. Gdy tylko przeschła, na taką skorupę układany był stos drewnianych szczap, które palono kilka godzin. Po wygaszeniu, otrzymy- wano w górnym naczyniu węgiel drzewny, a w dolnym ciemny i rzadki dziegieć.

  

Na terenach puszczańskich pędzono dziegieć na dużą skalę. W wyniku destylacji drewna uzyskiwano szeroką gamę różnych produktów. Smoła drzewna, w odróżnieniu od dziegciu, otrzymywana była w wyniku suchej destylacji żywicznej sośniny, z sosnowych korzeni pozyskiwano zaś terpentynę.

  

  

      

Zwiększone zapotrzebowanie na te substancje zmuszało do przejścia na produkcję masową, polegającą na zwęglaniu drewna. Produkcja węgla drzewnego rozwinęła się w czasach nowożytnych i przyczyniła do zmiany krajobrazu Europy. Węgiel drzewny służył jako paliwo używane w piecach hutniczych do wytopu żelaza. Jego masowa produkcja doprowadziła do zaniku większości puszcz europejskich. Podob- nie było i w przypadku lasów rozciągających się wokół jeziora Wigry. Kameduli wigierscy założyli tu kilka hut żelaza, którym do produkcji potrzebne były ogromne ilości węgla drzewnego. Przepastna pierwotna puszcza zanikła już w połowie XVIII w. Produkcji węgla towarzyszyło pozyskiwanie innych substancji pochodnych, takich jak smoła, terpentyna i dziegieć. W nazwach kilku suwalskich miejscowości utrwa- lona została ich dawna funkcja przemysłowa związana z dziegciem i smołą, najbardziej znane to: Smolniki, Smolany i Smolany Dąb.

  

Drewno wypalano w dołach ziemnych i w tak zwanych mielerzach (stojących lub leżących). Były to kopulaste stosy drewna, z zewnątrz obłożone chrustem, mchem i darnią oraz przy- sypane ubitą ziemią lub gliną. Drewno zapalano od góry lub od dołu, a w miarę wypalania się drewna przebijano w pokrywie otwory w celu wypuszczenia gromadzących się gazów.

  

Wraz z rozwojem transportu, szczególnie wodnego, hutnictwa i górnictwa, penetracją rozległych, morskich przestrzeni wzrasta zapotrzebowanie na węgiel drzewny i smołę. W ładowniach XIV-wiecznego miedziowca, spoczy- wającego na dnie Zatoki Gdańskiej, nurkowie znaleźli również beczki wypełnione dziegciem, a przecież prawdziwa lawina smoły drzewnej wysyłanej na zachód Europy to okres od XVI w. do XIX w. włącznie. Z Rosji, Polski, Finlandii i Szwecji tony tych produktów docierały do stoczni duńskich, angielskich, francuskich, holender- skich, portugalskich i hiszpańskich. 

  

Wróćmy jeszcze raz do owej przysłowiowej łyżki dziegciu w beczce miodu. Źródeł tego porzekadła polscy badacze dopatrują się w podaniu o doprawianiu beczek miodu pitnego przewożonego w taborach za wojskiem. Podobno zdarzyło się w XVI lub XVII wieku, że mało karni żołnierze chcieli uraczyć się miodowym trunkiem przed, a nie po bitwie. Z obawy przed zamro- czeniem, kwatermistrz pilnujący taborów dodał do każdej beczki po łyżce dziegciu, co znie- chęciło żołnierzy do przedwczesnej degustacji. To właśnie zdarzenie znalazło swoje odbicie w porzekadle. Mała precyzja przekazu podważa jego naukową wiarygodność, bowiem w kulturze anglosaskiej, gdzie praktycznie nie znano miodu pitnego, występuje określenie "miód dziegciowy". Mieszanina miodu z dziegciem była lekarstwem na różne dolegliwości. Słodycz miodu miała łagodzić gorzki smak dziegciu.

  

W kilku krajach Europy południowej i środkowej (Czechy, Słowacja, Słowenia) dziegieć wytwarzany jest nadal jako substancja lecznicza; można ją nabyć po prostu w aptekach. 

  

Resztki smoły na trasie ścieżki edukacyjnej "Puszcza"
przystanek Kamedulska smolarnia (fot. M.Kamiński)

  

  

indeks tematyczny "WIGRY" home Wigierski PN spis treści następny artykuł

.

.